Rozdział #6: „Nielogiczna potęga”

    Pomimo niekoniecznie udanej akcji, zaistniały stan rzeczy miał również swoje plusy - Insyendar dostrzegł pierwszy, być może naprawdę poważny słaby punkt tego niewiarygodnie silnego potwora.
- Jest potężny i niewiele sobie robi z obrażeń, które mu serwujemy. Mimo to, wykonał unik, kiedy zorientował się, że atak naszego Pustaka może obrócić go w popiół, jeżeli nie zareaguje. – stwierdził, podchodząc do białowłosego wojownika. Oczywiście, był odrobinę zaskoczony maską, która pojawiła się na twarzy nastolatka. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewał się ujrzeć w tym uniwersum tak bardzo zagmatwanej mieszaniny, jak Super Saiyanie czy Visoredzi.
- Jestem teraz w trakcie realizacji planu, który nosi nazwę Słoneczny Patrol. Musimy przetrzymać go jeszcze przez chwilę w nieświadomości, że cokolwiek knujemy i najlepiej, jeżeli ten czas poświęciłby na walkę. – oznajmił. Po krótkiej chwili, obok elementalisty pojawiła się jego fioletowowłosa towarzyszka.
- Dawno nie trafiliśmy na takiego przeciwnika, co? – zapytała z lekkim uśmiechem, doskonale zdając sobie sprawę z planu partnera. Mężczyzna nie zamierzał jej jednak odpowiadać - przynajmniej, nie słowami. Na jego twarzy także zagościł nieznaczny uśmieszek, co okazało się być wystarczającą odpowiedzią.

    Para międzywymiarowych złodziei, która obserwowała zagranie Viega i Maxa z bezpiecznej odległości, wyglądała na zaskoczoną. Nie tylko doskonale zsynchronizowaną akcją, ale również interwencją zespołu Taimatsu. Ambasadorzy Beralzy bardzo rzadko wkraczali z pomocą, jeżeli jakiś świat był zagrożony. Podobnie jak większość Jigen Tankenka, uznawali to za zrządzenie złego losu. „Najwyraźniej przyszła pora na poważną próbę dla tego świata. Nie możemy pomóc. Mieszkańcy muszą radzić sobie sami” - było typową śpiewką potężniejszych podróżników. Mimo faktu, że bardzo wielu z nich uważało się za znacznie lepszych od złodziei to nigdy nie przyczynili się do uratowania tak wielu światów, jak oni… Oczywiście, dotyczyło to również całkowitej destrukcji, za którą byli między innymi poszukiwani.
- Hej, Yoh… – czarnowłosa wampirzyca wyszeptała do swojego partnera, który stał obok.
- Co? Jeżeli chcesz dołączyć do walki, to nie ma takiej op-… – nie skończył wypowiedzi, gdy kobieta mu przerwała.
- Nie, kretynie. Nie wydaje Ci się to trochę dziwne? Zarówno Viego, jak i Kaylin walczą w obronie tego świata. – oznajmiła stosunkowo cicho, żeby nie słyszał tego nikt poza jej partnerem.
- Co w tym dziwnego? – złotowłosy najwyraźniej nie załapał przesłania, jakie niosły ze sobą słowa Silvii. Sawako cicho westchnęła i kontynuowała.
- Chodzi o to, że Jigen Tankenka zwykle nie walczą w obronie danego świata. Przyjęła się pewna zasada dla międzywymiarowych podróżników, do której nie stosują się tak naprawdę pojedyncze wyjątki, takie jak my. – wyjaśniła pokrótce. Dostrzegając wyraz twarzy swojego partnera, wiedziała, że musi mówić dalej.
- Posłuchaj… Istoty, które mają zdolność do podróżowania między wymiarami, nie powinny ingerować w zagrożenia, które dotyczą jakiegoś konkretnego świata. Jego mieszkańcy powinni sami się z tym zmierzyć. – stwierdziła łapiąc oddech. Wyjaśnianie tak błahych kwestii swojemu towarzyszowi było w jej przypadku dość częstym zjawiskiem. Rzecz jasna, Atsuko doskonale sprawdzał się jako wojownik - podczas starcia potrafi analizować ruchy przeciwnika, szybko pojmuje działanie danych akcji. Niestety, nie przywykł do używania głowy podczas wykonywania codziennych czynności. Konstruowaniem nowych urządzeń ze skradzionych przedmiotów zajmowała się głównie wampirzyca - można powiedzieć, że częściowo stało się to jej hobby. On sam zaś, co rusz dostarczał jej nowych pomysłów lub niezbędnych części.
- No dobra, dobra… Ale co dziwnego jest w tym, że walczą akurat tutaj? – zapytał niepewnie, spodziewając się uderzenia, które mimo wszystko nie nadeszło.
- Przy każdej interwencji Jigen Tankenka, powstają alternatywne wersje danego świata, które tak naprawdę nie powinny istnieć. Kaylin i Viego doskonale zdają sobie z tego sprawę, a mimo to, teraz walczą. Więc, albo chodzi o coś dziwnego, związanego z tym światem, albo o zbyt potężnego przeciwnika, który może zagrozić nie tylko jednej przestrzeni… – odpowiedziała na pytanie partnera. - Użyjmy Kekkon Sphere. Potwierdzę swoją teorię i nie będę działać na własną rękę. Co ty na to? – dodała niespodziewanie. Yoh spojrzał na zielonooką z lekkim zdziwieniem, jednak nie miał nic do stracenia, dopóki rzeczywiście nie planowała robić czegoś samodzielnie. Mężczyzna doskonale wiedział, że dwie poprzednie próby mogły być spowodowane zbyt dużym zbiorowiskiem wojowników na polu walki - jego partnerka po prostu nie potrafiła działać w dużych grupach. Mimo to, nie pozwoliłby jej ryzykować po raz trzeci, gdyż równie dobrze mógłby on się okazać ostatnim. Złodziej zszedł z formy Super Saiyanina, a następnie zetknął się plecami z wampirzycą. W pewnym momencie, obydwoje wystawili ręce do przodu. Przed otwartą dłonią czarnowłosego faceta pojawiła się czarna kula energii. W przypadku przedstawicielki płci pięknej sytuacja była identyczna z tymże, jej energia była biała. Obydwie, niewielkie sfery zaczęły się ze sobą łączyć, powodując powstawanie sporej ilości wyładowań elektrycznych, które stosunkowo mocno wpływały na uszkadzanie i tak zniszczonego już terenu.

    Raymond, Woogy oraz Aki nie zamierzali odpuszczać sobie odpuszczać walki „ot tak” w przeciwieństwie do Arisy, bądź Yui. Nie kryli jednak swojego zaskoczenia, kiedy Insyendar i Hatsutoku wykazali się całkiem ciekawą współpracą. Po chwili wyczuli także niewiarygodną aurę pary międzywymiarowych rzezimieszków, których energie połączyły się ze sobą na rzecz stworzenia jakiejś, prawdopodobnie bardzo potężnej techniki. Chłopcy zdali sobie sprawę z tego, że mają jeszcze szanse - jest nadzieja! Do blondynki, w której Max był zakochany, od dłuższego czasu nie docierały tak naprawdę żadne tłumaczenia. Dziewczyna nie była w stanie zebrać się w sobie na tyle, aby stanąć do bitwy o losy planety oraz ludzi, których darzy szczególnym uczuciem. To samo dotyczyło Yui, która, widząc ogrom mocy oponenta, wmówiła sobie, że jest jedynie „kulą u nogi” dla silniejszych wojowników. Shiroge zaś spokojnie unosił się w powietrzu, obserwując pole walki po wykonaniu uniku przed techniką białowłosego Visoreda. Zamierzał od samego początku zająć się wampirzycą, która doprowadziła go do utraty blisko połowy ciała. Wpływ tajemniczej kulki, dzięki której zyskał taką potęgę, prawdopodobnie niwelował jakikolwiek ból - mimo to, denerwujący był fakt posiadania połowy ciała stworzonej z energetycznej powłoki. W pewnym momencie, kreatura zniknęła. Pojawiając się przed Yui, którą uznał za najłatwiejszą „ofiarę”, zamierzał wyprowadzić potężny cios w głowę nastolatki - przy mocy, jaką dysponował, zabiłby młodą wojowniczkę na miejscu. Na szczęście, dziewczyna została uratowana w ostatniej chwili przez Urukę, który wystrzelił w oponenta stosunkowo słaby, energetyczny pocisk i wykorzystując chwilę jego nieuwagi, zabrał przyjaciółkę w bezpieczne miejsce.
- Yui, do ciężkiej cholery! Otrząśnij się! – krzyknął zdenerwowany. Przedstawicielka płci pięknej spojrzała na niego ze łzami w oczach - od razu poczuł się trochę głupio.
- Ja… Ja tylko wszystkim przeszkadzam… – wymamrotała.
- A mimo to, w przeciwieństwie do wielu potężniejszych wojowników, jesteś tutaj. Weź się w garść albo uciekaj… Nie chcę ponownie obserwować śmierci osób, na których mi zależy… – po tych słowach młodzian wzbił się w powietrze i poleciał w kierunku przeciwnika dysponującego przytłaczającą mocą. Dziewczę zostało same - dzięki temu miała jednak czas na poważne przemyślenia…
Kosmiczny mutant cicho westchnął. Obrońcy planety ochraniali się wzajemnie. Kiedy jedno z nich było wyraźnie zagrożone, drugie od razu reagowało - mieli przewagę liczebną. Pojedyncze eliminowanie tych robaków nie przyniesie upragnionego efektu - trzeba było unicestwić, bądź przynajmniej uniemożliwić walkę większości wojowników jednocześnie. Jaszczurka nie przejmowała się ani trochę tym, że proces ładowania techniki tworzonej przez parkę złodziei właśnie dobiegł końca. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, co zaplanował dla niego Viego. Być może nie wyczuwał aż takiego zagrożenia w technice międzywymiarowych podróżników. Mimo wszystko, biała kula wielkości dorosłego człowieka z czarnym środkiem wyglądała trochę przerażająco. W czymś takim została skoncentrowana niewyobrażalna ilość energii - gdyby wystrzelić owy twór w niebo nie dbając o to, co się z nim dalej stanie, z pewnością zniszczyłby kilkanaście, jeżeli nie kilkadziesiąt planet, nim całkowicie by się rozpadł. Aktualnie cel był określony - technika miała uderzyć bezpośrednio w jedną istotę.
- Kekkon Sphere! – krzyknęli Yoh i Silvia w tym samym czasie. Ogromny pocisk pomknął w kierunku przygotowanego już na tą okazję oponenta. Shiroge wystawił obydwie ręce przed siebie, mając zamiar zablokować technikę, a żeby ewentualnie wykorzystać ją przeciwko jej twórcom i reszcie obrońców planety - wyraźnie ignorował „tutejszych”.
- Lepszej okazji nie znajdę… Kintaiyōkage! – krzyknął po krótkiej chwili także Insyendar, wykonując gest prawą ręką - uniósł ją do góry, a następnie szybkim ruchem opuścił. Pomimo faktu, że zbiór energii nie trwał długo to czas, jaki poświęcono na jej zgromadzenie był wystarczający. Po „geście” swojego twórcy, ogromna kula przypominająca do złudzenia słońce, zaczęła spadać prosto na kosmicznego przybysza, który planował właśnie w tej chwili zablokować atak pary złodziei.
- Kurwa mać, tego nie przewidziałem! – potwór wyglądał teraz na wyraźnie zdezorientowanego i zdenerwowanego. Kekkon Sphere zetknęło się z jego dłońmi, wywołując u niego - o dziwo - niesamowity ból. Nie był w stanie poradzić sobie z tak skoncentrowaną energią?... A może chodziło o coś zupełnie innego? Kintaiyōkage zaś przyśpieszało po upływie każdej, kolejnej sekundy.
- Haha! Mamy go! – krzyknęła zadowolona Cemineya. Para rabusiów także się uśmiechnęła - pozostawało jedynie wyczekiwać efektownego końca…
Wnet, kosmiczny mutant uniósł Kekkon Sphere, wyzwalając przy tym wręcz niewyobrażalne zasoby energii, a także krzycząc z bólu. Kula energii wytworzona przez ciemnowłosego elementalistę uderzyła w technikę międzywymiarowych bandziorów wywołując wybuch na gigantyczną wręcz skalę. Fala uderzeniowa z łatwością zdmuchnęła wszystkich wojowników bez względu na to, jaką mocą dysponowali. Eksplozja była również doskonale widoczna z przestrzeni kosmicznej i wyczuwalna na całej planecie w postaci globalnego trzęsienia ziemi. Dym natomiast uniemożliwiał dostrzeżenie czegokolwiek. Wiele osób zostało zakopanych pod ziemią. Musieli chwilę później sami się wydostawać. Na szczęście, dla większości obrońców Terry nie było to specjalnym wyzwaniem.
- Pokonaliśmy go, czy co? – Roleyo zapytał samego siebie „wynurzając” się z ziemi. Nie był w stanie dostrzec niczego dookoła. Zaczął więc lokalizować przyjaciół po aurach - stosunkowo szybko odnalazł niemalże wszystkich. Byli jednak porozrzucani po naprawdę pokaźnym terenie.
- Co to za destrukcyjne techniki, do ciężkiej cholery! Kula przypominająca słońce i jakieś cholerstwo z czarnym środkiem… Jak potężni są Ci nieznajomi? – znów zadał sobie pytanie, wzbijając się tym razem wysoko w powietrze. Nie zdążył się znacząco oddalić, kiedy wyczuł aurę przeciwnika.
- Co jest, kurwa?! Nawet coś takiego nie pozbawiło go życia?! – krzyknął zdenerwowany, zaciskając pięści i ponownie się rozglądając. - Pieprzyć to… Nie mam wyjścia! – dodał, zaś po krótkiej chwili dezaktywował formę Super Saiyanina. Wnet, jego włosy przybrały zielony kolor, nieznacznie się wydłużając. Skóra na całym ciele zaczęła bladnąć, by po upływie zaledwie kilkunastu sekund zmienić swoją barwę na czystą biel. Nim tajemnicza transformacja dobiegła końca, wojownik zwyczajnie rozpłynął się w powietrzu.

    Shiroge nie wyglądał najlepiej. Rany, jakie otrzymał w wyniku ostatniej zagrywki ze strony Terrańskiego zespołu były nie tylko doskonale widoczne, ale również - co można było uznać za dziwne przy jego właściwościach regeneracyjnych - odczuwał niewiarygodny ból. Nie miał zielonego pojęcia czy było to spowodowane zbyt dużą energią, jaką przyjął na siebie i organizm zwyczajnie nie nadążał z procesami leczniczymi, czy może chodziło o coś znacznie więcej… Gdy blokował technikę złodziejaszków, zdecydowanie za bardzo rzuciło mu się we znaki to, że energia jaką włożyli w jej powstanie, nie różniła się specjalnie od tej, którą aktualnie dysponował. Za pokiereszowaną istotą o ciemnoszarej skórze nagle pojawił się Roleyo z szyderczym uśmiechem, malującym się na jego twarzy…
- Co-... – nie zdążył dokończyć wypowiedzi, gdy otrzymał potężne kopnięcie w brzuch od białoskórego wojownika. Potężny oponent bezwładnie odleciał kilkanaście metrów dalej, ledwo odzyskując równowagę.
- Po takim ataku masz jeszcze siłę stać? Ja pierdolę. Naprawdę jesteś jakimś potworem… – oznajmił zielonowłosy. To już prawdopodobnie nie był ten sam Woogy, którego wszyscy doskonale znali.
- Kim… Kim wy jesteście, do ciężkiej cholery?! Niezależnie od tego czy posiadam cząsteczkę boskiej mocy, czy też nie, Was i tak nie sposób zabić! Co sprawia, że wojownicy na tej planecie są tak potężni?! Was wszystkich można porównać do pierdolonych karaluchów!! – kreatura zaczęła krzyczeć, zadając masę zbędnych pytań. Sprawiała wrażenie panikującej, jednak w rzeczywistości miało to odwrócić uwagę stojącego przed nim „bohatera”, który był w tej chwili zbyt dużym zagrożeniem - changeling wytworzył za sobą niewielką kulkę, w której planował skoncentrować jak największą ilość energii. Niestety, jego plan - znowu - nie wypalił. Roleyo z niewiarygodną szybkością przemieścił się za potwora, detonując twór, który na dobrą sprawę nawet nie zaczął się „rozwijać”.
- Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, jak pieprzą się karaluchy. – mutant odruchowo odskoczył do tyłu. Zielonowłosy zdołał go jednak chwycić za nogę, by po chwili uderzyć nim o ziemię z naprawdę ogromną siłą.
- Co sprawia, że jesteśmy tak potężni? Nad tym też się nigdy nie zastanawiałem. Zadajesz za dużo trudnych pytań, a ja ich nie lubię… Poza tym, nie podobała mi się ta zagrywka. – młodzieniec wykonał potężne kopnięcie w prawy bok leżącego przeciwnika, pod którego wpływem, ten po prostu odleciał kilkadziesiąt metrów dalej. Chłopak spokojnie podszedł do leżącego oponenta i postawił stopę na jego głowie.
- Cóż za ironia… Byłeś tak bardzo wyszczekany. Taki pewny siebie. A teraz depcze po Tobie ktoś taki, jak ja… Życie potrafi zaskocz-… – białoskóry nastolatek w ostatniej chwili uchylił się przed promieniami, które Shiroge wystrzelił z oczu. Istota o ciemnoszarej skórze powoli wstała, unosząc prawą rękę do góry.
- Masz rację, małpo… Potrafi zaskoczyć… I to w najmniej oczekiwanym momencie… Nihilum! – Woogy nagle poczuł silny podmuch powietrza. Gdy spojrzał w górę, wyglądał na nieco zdezorientowanego - uśmiech połączony z przerażeniem przed czymś nieznanym… Czasoprzestrzeń nad głową kosmicznej jaszczurki, rozerwała się w jednej chwili - wyglądało na to, że wyrwa, którą „otworzył” miała właściwości podobne do czarnej dziury. Wciągała praktycznie wszystko, co tylko się dało.
Jak zwykle… Wjebałem się w pokaźnej wielkości gówno. – pomyślał obrońca planety, drapiąc się po głowie i wpatrując w bezkresną przestrzeń znajdującą się po drugiej stronie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz