Prolog

    Ciemne i chłodne pomieszczenie było stosunkowo słabo oświetlone, zaś przez niewielką szparę stalowych drzwi przedostawały się jedynie pojedyncze promyki światła, którego źródłem były lampy na korytarzu. Na środku owego lokum klęczał czarnowłosy, ranny chłopiec. Przymocowany łańcuchami do ogromnej, kamiennej płyty, z której ulatniała się czarna energia, nie był w stanie w żaden sposób się uwolnić. Tekst spisany w nieznanym języku, a także czerwona, jakby płynna kula będąca jednością z potężną tablicą, dawały jasno do zrozumienia, że coś jest tutaj wyraźnie nie tak. Dziecko było nagie, poobijane i krwawiło w wielu miejscach. Kilkanaście metrów przed nim znajdowało się niewielkie działko, które sterowano prawdopodobnie z innej Sali. Nagle, z lufy broni wystrzelono kolejną żelazną kulę. Ta zderzywszy się z głową chłopaka, upadła na ziemię z hukiem, obijając się również o pozostałe „naboje”. Gdy młodzian był bliski utraty przytomności i zwyczajnie wisiał na łańcuchach, do ciemnego pomieszczenia zawitało troszkę więcej światła - metalowe wrota otworzyły się pod wpływem potężnego kopnięcia. W wejściu stało dwóch masywnych mężczyzn z identyfikatorami sugerującymi jasno, iż są pracownikami ochrony. Wyglądali na zadowolonych… Niestety, jeżeli dzień spędzony w pracy nie szedł po ich myśli, zwykle mieli okazję wyżyć się na dzieciach, na których przeprowadzano tutaj i tak bolesne eksperymenty. Dzisiejszego dnia - jak każdego innego, zresztą - nie mogli zaliczyć do udanych, dlatego postanowili po prostu skopać ledwo przytomne dziecko, powodując u niego jeszcze większe obrażenia. Po upływie kilku minut przeniesiono go do jakiegoś pokoju, w którym przebywała srebrnowłosa i wystraszona dziewczynka o dużych, czerwonych oczętach. Dzieci doskonale się znały, jednakże zadawały sobie sprawę z tego, że w takich sytuacjach nie mogły nic zrobić. Nawet Ci, którzy posiadali nadprzyrodzone zdolności, nie byli w stanie ich używać z jakiegoś powodu. Po „badaniach” - wszak, właśnie tak określano owe tortury - jedno z nich zwykle wracało zakrwawione, sine i ledwo przytomne. Przez kilka dni musiało dojść do siebie, mogąc liczyć jedynie na mocne środki przeciwbólowe, pomoc rówieśnika i mało doświadczonego sanitariusza potrafiącego wykonywać jedynie drobne opatrunki czy zastrzyki. Następnie, ponownie rozpoczynano serię bolesnych doświadczeń. Mijały dni… tygodnie… a nawet miesiące, lecz do bólu jaki serwowano tutaj dzieciakom, nie sposób było się przyzwyczaić. Yoh nie miał siły wykonać najprostszego ruchu, jednak nieznacznie się uśmiechnął do swojej współlokatorki, dając jej wyraźny znak, że to zdecydowanie za mało, by złamać kogoś takiego jak on. Po krótkiej chwili dzieci usłyszały za stalowymi drzwiami rozmowę dwojga pracujących w laboratorium naukowców - mężczyzny oraz kobiety.
- Myślę, że nie są jeszcze gotowe na tak wielki zastrzyk mocy… - stwierdziła spokojnie przedstawicielka płci pięknej.
- Mam proste rozwiązanie. Przestań tyle myśleć. Jeżeli nie przeżyją, będziemy próbować na innych. Od tego przecież mamy te wszystkie bachory, prawda? – odpowiedział facet.
- Naprawdę sądzisz, że Yakari pozwoli Ci ot tak zabić obiekty doświadczalne Y6 i S4? – nagle coś uderzyło o metalowe drzwi wejściowe. Echo rozeszło się po całym, i tak niewielkim pomieszczeniu. Srebrnowłosa dziewczynka odruchowo podskoczyła, natomiast Yoh nie mógł zrobić zupełnie nic - pomimo tego, że bardzo chciał.
- Czego Yakari nie widzi, tego jego sercu nie żal. Jeżeli spróbujesz pisnąć choćby słówkiem, zabiję Cię pieprzona szmato. Pamiętaj, że to właśnie ja wydaje polecenia i nadzoruję projekt Chaos. – stalowe wrota przesunęły się w prawo, znikając gdzieś w ścianie. W drzwiach stał dobrze zbudowany mężczyzna w okularach oraz białym, długim kitlu. Na jego twarzy malował się szyderczy uśmiech. Nie trudno było dostrzec siedzącą obok na ziemi kobietę o długich, ciemnych włosach. Pomimo chęci zrobienia czegokolwiek i powstrzymania swojego przełożonego, nie mogła zadziałać w żaden sposób…
Oh, zobacz Yoh… Uderzył kobietę. Nie sądzisz, że to niedopuszczalne?... Chcesz mu dać nauczkę, prawda?...
Głos… Zdeformowany, męski głos. Czarnowłosy chłopiec zaczął panicznie rozglądać się po pokoju. A może to dochodziło z zewnątrz? Ciemność. W pewnym momencie, przed oczyma chłopca nastała całkowita ciemność. Przed sobą dostrzegł jedynie dwie pary rozmazanych, czerwonych ślepi… Wisząc w czarnej przestrzeni, przyglądając się nicości… Nie mógł wydusić z siebie choćby słowa. Naukowiec natomiast bez większego zastanowienia złapał młodego Atsuko za stopę i zaczął wyciągać z pomieszczenia, nie zważając na ślady krwi oraz ból, jaki sprawiał dziecku.
Naprawdę dasz pomiatać zarówno sobą, jak i osobami wokół Ciebie w taki sposób?... Przecież doskonale widzę, że potrzebujesz pomocy. Chętnie Ci jej udzielę! Wystarczy jedno słowo, chłopcze…
Złe przeczucia nie opuszczały dzieciaka nawet przez moment. Mimo wszystko, zdawał sobie sprawę z tego, iż w obecnej sytuacji głupotą byłoby odmówić… Zrobił to. Wnet, na twarzy Yoha zagościł szyderczy uśmiech, zaś na policzkach otworzyły się dwie rany przypominające krwawiące oczy. Odbijając się rękoma od podłoża, wykonał w powietrzu szybki obrót i wymierzył potężne kopnięcie w czaszkę naukowca, posyłając go na najbliższą ścianę ze złamanym karkiem. Sam natomiast wylądował na czterech kończynach, niczym żądna krwi bestia. Wokół młodego ciała zaczęła tworzyć się czarna aura, zaś na skórze powstały czerwone wzory, przez które przepływało coś w rodzaju płynnej energii. Gdy srebrnowłosa dziewczynka wyjrzała z sali, w której przebywała, była przerażona - nie potrafiła się odezwać. Młodzieniec wstał, wyzwalając niezwykle silny podmuch mrocznej energii, która spowodowała dezintegrację ścian, sufitu, podłogi oraz wszystkiego, co znajdowało się w jego pobliżu. Z uśmiechem psychopaty zaczął się przeciągać i rozglądać dookoła.
- Żałosne. Zachciało Wam się zabawy w Bogów. – rzekł cholernie zdeformowanym głosem, brzmiącym raczej jak słowa wypowiadane przez demona wyciągniętego żywcem z Piekła. Dość szybko został ogłoszony alarm, po którym przybiegło kilkudziesięciu strażników dysponujących nie tylko pistoletami, lecz również karabinami maszynowymi. Co masywniejsi posiadali nawet pokaźnych rozmiarów działka. Bez otrzymania jakichkolwiek rozkazów, wszyscy otworzyli ogień - pociski nie dosięgały jednak swojego celu. Przed chłopcem powstała czarna ściana energii, przez którą nie sposób było się przebić. Utworzywszy kilkadziesiąt macek z materii powoli pokrywającej całe ciało młodzika, zaczął wyrywać wszystkie metalowe drzwi znajdujące się na tym poziomie budynku.
- Kurwa, powstrzymajcie tego potwora!! – krzyknął jeden ze strażników, rzucając w kierunku młodzieńca granat. Po zetknięciu się z ciemną ścianą, pocisk eksplodował powodując dość pokaźne zniszczenia, lecz nie wywołując większego wrażenia na chłopcu. W pewnym momencie, Yoh wykonał poziomy ruch ręką, od lewej do prawej strony. Wcześniej wyrwane „wrota” pomknęły z niewyobrażalną szybkością na niczego nieświadomych ochroniarzy. Pierwszy rząd mężczyzn został zwyczajnie zmiażdżony. Drugi rząd został natomiast przecięty na pół za pomocą czarnych macek. Na podłodze, ścianach czy suficie znajdowały się litry krwi… Atsuko pstryknął palcami, tworząc dziurę w czasoprzestrzeni, która prowadziła do jakiegoś lasu. Sam zaczął powoli iść przed siebie, pozbawiając życia coraz to większą ilość istnień, a także niszcząc wszystko, na stworzeniem czego naukowcy pracowali wiele dobrych lat. Wbrew pozorom, wyglądał na takiego, który doskonale się bawił. Świadczył o tym chociażby szyderczy uśmiech. Nie było osób niewinnych lub winnych - poza dziećmi, bądź nieco starszą młodzieżą, zabijał wszystko, co się ruszało. Przed unicestwieniem „obiektów badań” musiały go powstrzymywać jakieś wewnętrzne blokady. Kto wie…

    Dotarłszy na ostatni, najniższy poziom laboratorium, chłopak odnalazł osobę odpowiedzialną za to wszystko. Starszy mężczyzna, który jak na swój wiek posiadał naprawdę masywne ciało, spokojnie siedział za biurkiem. Yoha nie było. Gdy dotarł w to miejsce, całe ciało pokrywała czarna materia, która ulatniała się w powietrzu i powoli znikała. Najbardziej charakterystycznym elementem były jednak dwie pary krwistoczerwonych ślepi, z których wyczytać można było jednie żądzę krwi.
- A więc, dokonało się? – wyszeptał starzec, wstając z uśmiechem. Nim zdążył się zorientować, jego prawa ręka odleciała gdzieś w kąt pokoju - na meble i ścianę trysnęła ogromna ilość krwi. Mężczyzna od razu zaczął krzyczeć, natomiast istota stojąca przed nim nie przejmowała się tym choćby przez moment. Wręcz przeciwnie! Kreatura zaserwowała staruszkowi taki ból, jakiego ten nigdy w życiu nie doświadczył. Zaprzestał działań dopiero wtedy, kiedy wyczuł za sobą znajomą aurę - niezwykle mocno zbliżoną do swojej, imho. Mężczyzna leżał na ziemi bez kończyn, wykrwawiając się. Jego gałki oczne oraz język zostały wciśnięte na siłę do ust, aby nie mógł złapać oddechu. Ciało było tak zmasakrowane, że nawet najbliższa rodzina nie byłaby w stanie określić, kim jest ten człowiek.
- Rozumiem, że zostałaś wysłana za mną. Rozumiem, że chciałaś mieć na mnie oko i od samego początku dałaś się zapieczętować w tej dziewczynce, pozostawiając dla zmyłki jedynie odrobinę swojej energii w kuli. Wszystko to zrozumiem, ale gdyby nie to żałosne stworzenie, nie bylibyśmy w obecnej sytuacji. – odezwała się ciemna istota, odwracając się. Dopiero wtedy dostrzegł on białą postać o dziwnych skrzydłach, przypominających gałęzie drzew. Nie był ani trochę zaskoczony.
- To stworzenie umarło. Zamierzasz znęcać się nad zwłokami, co uczyni Cię bardziej żałosnym od niego? – zapytała. W przeciwieństwie do stojącej przed nią kreatury, miała niezwykle kojący, nieco metaliczny głos.
- Przecież wiesz, że tak małe czynności sprawiają mi największą przyjemność. Zamierzasz mnie powstrzymać, Chie? – zadał pytanie. Zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, poczuł trzecią, niezwykle mroczną aurę po prawej stronie.

    Laboratorium miało swoją lokalizację gdzieś w górach, toteż niebo nad nimi przybrało ciemny kolor. Najbardziej charakterystyczne było jednak powstanie nad chmurami ogromnej, jasnej aureoli. Dość częste wyładowania elektryczne miały czerwoną barwę oraz do złudzenia przy uderzeniu przypominały krzyże. Po chwili nastąpiły dwie gigantyczne eksplozje w postaci filarów ciemnego oraz jasnego światła, które zamieniły się w ogromne, energetyczne krucyfiksy. Rozpłynęły się dopiero po upływie kilku minut. Po tym czasie wszystko wróciło również do normy, a przynajmniej tak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka…

    Yoh ocknął się w środku lasu. Obudziły go padające na twarz promienie słońca, które przebijały się przez korony drzew. Chłopak miał na sobie ciemny strój treningowy, lecz nie wiedział, skąd owy ubiór się wziął. Nie zamierzając drążyć tematu, skupił się na ważniejszych sprawach.
- Co… Co się stało? – w głowie młodzieńca, w jednej chwili pojawiła się masa pytań, na które chciał sobie odpowiedzieć, jednakże nie był w stanie. Dopiero po chwili, kiedy zerknął na swoje dłonie, zorientował się, że tak naprawdę na jego ciele nie ma żadnych ran czy siniaków - wstał bez najmniejszego problemu, rozglądając się dookoła. Może to sen? Przecież od przeszło roku próbował się wydostać na różne sposoby z laboratorium, w którym przeprowadzano na nim i wielu innych dzieciach, naprawdę bolesne eksperymenty genetyczne. Chwyciwszy się za głowę, uklęknął, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Owszem, pamiętał wszystko, co miało miejsce podczas różnego rodzaju badań, lecz, w jaki sposób doszło do tego, że teraz jest w lesie pod gołym niebem? Po kilku sekundach poczuł na ramieniu czyjąś dłoń - momentalnie zniknął, pojawiając się kilka metrów dalej i obserwując osobę, która go zaskoczyła - była nią jego znajoma o srebrnych, długich włosach. Nie wyglądała na zaskoczoną - spodziewała się takiej reakcji. Atsuko cicho westchnął i usiadł pod drzewem. Dziewczynka miała na sobie jedynie podarte szaty, które nijak mogły służyć za ubiór. Mimo to, skutecznie zakrywały intymne części ciała. Młodzieniec nie przykładał do tego większej wagi. Po pierwsze, był jeszcze niedojrzałym chłopcem, któremu nie w głowie kobiety. Po drugie, nieraz widział swoją koleżankę nago, gdy wrzucano ją ranną i poobijaną do pomieszczenia, w którym obydwoje przebywali.
- Dziękuję, Yoh… – odezwała się cicho i spokojnie. Nie trwało długo, jak na tej małej twarzyczce pojawił się niewielki uśmiech.
- Gdyby nie Ty, wiele dzieci wraz ze mną, umarłoby podczas tych chorych badań… – stwierdziła bez większego namysłu po upływie kilku sekund. Chłopak przyglądał się jej, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Jak miałby niby pomóc w ocaleniu innych dzieciaków, skoro sam zastanawiał się nad tym, w jaki sposób może uciec z laboratorium? Czyżby to wszystko było bezpośrednio związane z tym nieszczęsnym zanikiem pamięci?
- Wybacz, Silvia… Wydaje mi się, że z kimś mnie mylisz. – odpowiedział dość stanowczo, wstając i otrzepując spodnie.
- Niemożliwe! Przecież widziałam to wszystko na własne oczy! – dziewczynka starała się w jakikolwiek sposób obronić swoje racje, lecz było to ciężkie zadanie ze względu na fakt, że Yoh nic nie pamiętał z wydarzeń mających miejsce po dziwnej transformacji.
- Aby wydostać wszystkie dzieci z laboratorium, stworzyłeś jakieś dziwne przejście… – dodała po chwili namysłu. Atsuko spojrzał na nią dość poważnie, nie wiedząc, co ma na myśli. Dopiero wtedy doznał przebłysku, chwytając się za głowę i padając na kolana - rzeczywiście, wytworzył w czasoprzestrzeni wyrwę, dzięki której cała młodzież dostała się do tego lasu i prawdopodobnie porozchodziła na wszystkie strony świata. Ale co działo się później lub też wcześniej? W jaki sposób był w stanie użyć takiej techniki? Czym ona była? W głowie młodzieńca ponownie zagościła masa pytań, na które nie znał tak naprawdę odpowiedzi. Srebrnowłosa dziewczynka podeszła do niego powoli, po czym uklęknęła obok i przytuliła zaskoczonego chłopca.
- Wybacz… Moja obecność powoduje jedynie większy mętlik w Twojej głowie… – odezwała się cicho. Łzy zaczęły ściekać po jej zarumienionych i delikatnych policzkach.
- Nic nie pamiętam, ale jeżeli rzeczywiście miałem wpływ na to, że żyjesz, to jestem zadowolony. Najważniejsze jest w tej chwili tylko to, że jesteś cała… – stwierdził spokojnie, odsuwając się od swojej rówieśniczki i przecierając jej łzy. Tą piękną chwilę przerwał dopiero niewielki podmuch wiatru, który wywołało otworzenie się niewielkiej dziury w czasoprzestrzeni obok pary znajomych. Nie była ona jednak podobna do tej, którą srebrnowłosa widziała wcześniej. W tym przypadku, wewnątrz można było dostrzec różnokolorową, fluktuującą przestrzeń. Dzieci wstały, po czym podeszły do małego przejścia.
- Dotknij tego… – zaproponowała. Yoh spojrzał na nią z wyraźnym zaskoczeniem.
- Co?! Nie zamierzam ryzykować! Ty spróbuj. – odpowiedział stanowczo, lecz dziewczynka nie zamierzała się poddawać.
- Wcześniej stworzyłeś coś podobnego. Jeżeli tutaj powstało, to albo jest to Twoja wina, albo przypadek. – wyjaśniła krótko, mając nadzieję, że myli się w kwestii drugiej opcji. Byłoby zdecydowanie ciekawiej, gdyby za takie zjawisko odpowiadał młodzieniec, czyż nie? Jemu natomiast skończyły się pomysły na jakieś sensowne kontrargumenty, więc zrezygnował również z dyskusji. Oby to była jego wina - nikomu nie uśmiecha się umrzeć od dotknięcia czegoś, o czym nie ma się zielonego pojęcia. Rzeczywiście, gdy tylko dłoń młodzieńca zetknęła się z niewielką dziurą, powstała iskra energii, która dość szybko zniknęła, doprowadzając jednocześnie do rozszerzenia się przejścia. Dzieci wyglądały nie tylko na zaskoczone, ale również nieco przerażone zaistniałą sytuacją - po kilku sekundach dotarło do nich jednak, że może to być początek naprawdę wspaniałej przygody. Oczywiście, istniały pewne obawy. Jednakże, czy mogło być coś gorszego od tego, co spotkało te dzieciaki do tej pory? Silvia chwyciła Yoha za dłoń, przechodząc z nim przez portal, który po chwili się zamknął. Zostało to poprzedzone kolejnym, niewielkim podmuchem powietrza oraz kilkoma wyładowaniami elektrycznymi w miejscu, w którym wcześniej powstała dziura. Obydwoje dostali od losu szansę na niesamowitą podróż…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz