Rozdział #2: „Pewna, gorąca para...”

- Było blisko! – na twarzy czarnowłosego mężczyzny pojawił się nieznaczny uśmiech. Po chwili otrzymał cios w głowę, pod którego wpływem zwyczajnie się ugiął.
- Podróżujemy razem od tylu lat, a Ty dalej zachowujesz się jak dziecko. Nie mam zielonego pojęcia, jak ja z Tobą wytrzymuję… – stwierdziła Silvia, klękając obok partnera i dotykając jego rannego ramienia. Po chwili z jej dłoni zaczęło wydobywać się niezwykle jasne światło. Obrażenia, jakie wojownik otrzymał w wyniku starcia z Super Saiyaninem zaczęły się goić w zawrotnym tempie. O dziwo, na ciele podróżniczki nie było już widać żadnych zadrapań czy siniaków…
- Zawsze nasuwa mi się jedno pytanie, gdy muszę Cię tak leczyć… Czy on nie posiada zdolności, które pozwoliłby Ci na regenerację? – pytanie nieco zaskoczyło młodego faceta. Przez chwilę nawet wydawał się nieco poważniejszy niż zwykle. Powaga szybko ustąpiła jednak miejsca głupkowatemu uśmiechowi.
- Nie dogadujemy się tak dobrze, jak Wy. Jestem mu wdzięczny za to, że w ogóle pozwala mi korzystać ze swojej mocy. – odpowiedział po krótkiej chwili zastanowienia. Po upływie kilkunastu sekund, rany złodzieja całkowicie zniknęły. Sawako cicho westchnęła spoglądając na miejsce, w którym powinien znajdować się Oddyn. Eksplozja o tak dużej sile z pewnością zadała mu poważne, jeżeli nie śmiertelne obrażenia. Przedstawicielka płci pięknej szybko wypatrzyła ciało niebieskowłosego wojownika i ku jej zaskoczeniu, nie umarł.
- Żyje… Nie sądzisz, że powinnam go uleczyć? Przynajmniej do tego stopnia, by odzyskał przytomność. – zaproponowała partnerka złodzieja.
- Masz za dobre serce. Nie widzę takiej potrzeby, bo prawdopodobnie zaraz zlecą się tutaj jego znajomi. Myślę, że warto zostawić im przywrócenie go do stanu używalności. – odpowiedział Atsuko, pstrykając palcami w celu rozerwania czasoprzestrzeni i otworzenia międzywymiarowego przejścia prowadzącego bezpośrednio do Korytarza. Zamierzał jak najszybciej opuścić tą przestrzeń, chociażby ze względu na niebezpieczeństwo spotkania innych wojowników. Rzekomo, to właśnie Kagayaku pozostawał najpotężniejszym indywiduum w tej rzeczywistości - lecz, czy naprawdę tak było? Być może parze złodziejaszków będzie dane niedługo to sprawdzić. Będą bowiem musieli zawitać do tego świata jeszcze przynajmniej raz. Posiadają pięć smoczych kul, co oznacza, że do wezwania boskiego smoka w tym uniwersum brakuje im jeszcze dwóch. Po krótkiej rozmowie, Silvia i Yoh przeszli przez utworzone przejście, zamykając je za sobą, a tym samym opuszczając tą jakże niegościnną przestrzeń.
- Masz jakieś pomysły dotyczące dalszych działań? – zapytała czarnowłosa piękność, gdy obydwoje znaleźli się już w Korytarzu. Kobieta zaczęła poprawiać swoje włosy, natomiast mężczyzna rozejrzał się dookoła.
- Planowałem zabrać się za Hōgyoku, bądź Lumen Histoire. – rzekł spokojnie.
- Oh, odważne postanowienia. A wiesz, nad czym ja pomyślałam? Chwilowy odpoczynek w świecie, z którego pochodzimy… - zaproponowała, uśmiechając się. Złodziej milczał. Postanowił nie odpowiadać na jej pytanie. Oczywiście, Silvia tego nie lubiła. Zdawała sobie jednak wtedy sprawę z tego, jakie zdanie na ten temat ma jej partner. Kobieta miała wampirze korzenie i od dłuższego czasu próbowała namówić go do chociażby chwilowego zagoszczenia w rodzimym wymiarze. Miała nadzieję na to, że zobaczy się ze swoim starszym bratem. Ten zaś był jednym z najpotężniejszych wampirów zamieszkujących owy świat i… nienawidził międzywymiarowego podróżnika. Stąd też pewna niechęć do powrotu w czarnowłosym mężczyźnie.
- Jak zwykle… - skomentowała, po czym cicho westchnęła.
- Słyszałem, że wysłano za nami zapałki. Poza Twoim bratem jest to drugi powód, dla którego lepiej nie zatrzymywać się w jednym świecie. – oznajmił, wyglądając na zamyślonego.
- Zaraz… A skąd ta informacja? – zapytała nieco zdezorientowana. Po wyrazie jej twarzy można było dojść do wniosku, że obawia się spotkania z „zapałkami” - kimkolwiek by one nie była.
- W WDG pojawił się wpis dotyczący tej gorącej pary. Zanim znalazłem informacje o Oddynie, sprawdziłem na szybko najświeższe informacje dotyczące wydarzeń na Beralzie. Jej ambasador wyruszył ze swoją partnerką na jakieś tajemnicze delegacje. – wyjaśnił krótko, ruszając do przodu. Silvia bez chwili zastanowienia poszła za nim. Gdy wyrównała chód, kontynuowała rozmowę.
- Jak zwykle wyolbrzymiasz sprawę. Światy są odwiedzane przez setki tysięcy podróżników. W jednej przypadkowej podróży chcesz się doszukiwać chęci dorwania nas? To trochę niedorzeczne... – stwierdziła po wysłuchaniu mężczyzny w ciemnoczerwonej kamizelce. Mimo to, nie poprawiła mu humoru ani trochę - od kiedy pojawili się w Korytarzu, wyglądał na bardziej zamyślonego niż zwykle.
- Niby to prawda, ale pamiętasz ich poprzednie… ekhem… tajemnicze delegacje? – zapytał, spoglądając w kierunku partnerki.
- No… dobra, dobra. Możesz mieć rację, ale nie zmienia to faktu, że trochę wyolbrzymiasz ten temat. Jeżeli wrócilibyśmy do świata #212, na pewno otrzymalibyśmy pomoc. Ewentualnie, stańmy im naprzeciw. – zaproponowała. Obydwoje stanęli w miejscu i spojrzeli na siebie - na ich twarzach pojawiły się niewielkie uśmieszki. To był wyjątkowo dobry plan na przekonanie Yoha do powrotu w rodzime strony. Kogoś takiego jak on, nie trzeba było długo namawiać do stoczenia pojedynku ze znacznie silniejszym przeciwnikiem.
- Wiesz, że mogli zyskać nowe umiejętności, tak samo jak my? – zapytał długowłosy, spoglądając na wejścia do kilku przypadkowych rzeczywistości, a następnie powracając wzrokiem na wampirzycę.
- To chyba sprawia, że spotkanie będzie ciekawsze, niż w dwóch poprzednich przypadkach. – skomentowała Sawako. - Poza tym, cieszę się, że Cię przekonałam. – dodała.
- To wyjątkowa sytuacja. Mam jedynie nadzieję na to, że Twój kochany brat nie stanie nam na drodze. – rzekł, chcąc usprawiedliwić swoją decyzję o chwilowym powrocie do świata o numerze #212.
- O to się nie martw. Nie jest Tobą. – oznajmiła, pstrykając Yoha w czoło. - Gwarantuję Ci, że nie wpycha się tam gdzie go nie chcą. – po krótkiej wymianie zdań oraz wymyśleniu ewentualnych planów działania, para złodziejaszków spokojnie ruszyła przed siebie kierując się do wyznaczonej przestrzeni.

    Kobieta o fioletowych włosach uśmiechnęła się do swojego partnera, który jedynie westchnął widząc jej wyraz twarzy - doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że za chwilę zostanie wplątany w jakąś akcję, w której będzie musiał uczestniczyć nawet pomimo braku chęci do podjęcia jakiegokolwiek działania. Viego - gdyż o nim mowa - jest „młodym”, szczupłym elementalistą o ciemnych, niepoukładanych włosach, uniesionych do góry. Najczęściej nosi ciemnoniebieskie spodnie i czarną koszulkę z krótkim rękawem, posiadającą czerwone elementy wzdłuż tułowia i na końcach rękawów. Wykonane zostały z materiału o wybitnie dużym współczynniku tarcia, więc można zapalić od nich zapałkę - stąd być może słynny pseudonim. Do tego dochodzą również zwykłe, sportowe buty.
- Gdzie udamy się tym razem? – zapytała spokojnie. - I nie wzdychaj mi tutaj. Nie zawsze mam głupie pomysły. – dodała, klepiąc zobojętniałego mężczyznę po plecach. Kaylin jest zgrabną kobietą o długich, fioletowych włosach i zielonych oczach, a także stosunkowo dużych piersiach. Zwykle ubiera zieloną bluzkę bez rękawów na zamek błyskawiczny, rozsuwany od góry do dołu i odwrotnie oraz krótkie, ciemnoniebieskie spodenki.
- Nie zawsze, ale przeważnie. – stwierdził bez dłuższego namysłu. Przedstawicielka płci pięknej lekko się naburmuszyła wymierzając cios w twarz swojego towarzysza. Ten bez problemu wykonał unik przykucając z rękoma w kieszeniach.
- Widzisz?... Zwykle wiem, co Ci chodzi po głowie, dlatego też przeważnie, nie oznacza zawsze, Kay-… – zanim skończył wypowiedź, otrzymał kopnięcie z podeszwy buta w środek twarzy, które posłało go kilka metrów dalej. Mimo to, leżał spokojnie na plecach, na „niewidocznej” ścieżce przestrzeni znajdującej się pomiędzy rzeczywistościami, trzymając dodatkowo dłonie w kieszeniach. Na chwilę obecną, sytuacja wyglądała odrobinę komicznie.
- Poprawka. Mężczyzna nie jest w stanie zrozumieć takiego stworzenia, jak kobieta. Ale to żadna nowość… – ciemnowłosy uniósł się do góry, przebywając cały czas w pozycji leżącej. Dopiero, gdy znalazł się kilka metrów nad ziemią, z pozycji poziomej przeszedł do pozycji pionowej. Zgrabna panna o fioletowych włosach prychnęła pokazując swojemu partnerowi język.
- Tak, jakby to miało Cię zaboleć. – odezwała się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nagle jednak spoważniała, widząc „zaangażowanie” towarzysza w zabawę.
- Więc? – zaczęła. - W jaki sposób chcesz ich dorwać tym razem? – zapytała po krótkiej chwili. Viego wyciągnął z kieszeni Worldwide Data Gatherera, a następnie wpisał w nim jakieś hasło.
- Wieści rozchodzą się po całym multiwersum w zastraszającym tempie. Chwilę temu narobili niezłego rabanu w świecie #206. Dzięki informacjom dostarczanym na bieżąco z innych światów, Atsuko musiał się dowiedzieć, że wyruszyliśmy za nim oraz Silvią. – po kilku sekundach na urządzenie ciemnowłosego mężczyzny dotarła jakaś wiadomość. Przemawiała za tym muzyka oraz wibracje niczym w tradycyjnym telefonie komórkowym. Po jej odczytaniu, uśmiechnął się.
- Chodź. – oznajmił pewnie brzmiącym tonem, chowając WDG z powrotem do kieszeni. - Tym razem to my dostaliśmy zaproszenie na imprezę. – dodał, ruszając przed siebie.
- Nie bardzo rozumiem. Ten złodziej napisał Ci, że chce się spotkać? – zapytała, biegnąc za Insyendarem. Gdy znalazła się około dwóch metrów za nim, wykonała skok w górę by po chwili wylądować na plecach partnera. Ten natomiast nie bardzo przejął się dodatkowym ciężarem z tyłu i postanowił po prostu iść dalej.
- Obydwoje sądzą, że mają szansę w bezpośredniej konfrontacji. Chcemy ich wyprowadzić z tego błędu, prawda? – na twarzy ambasadora Beralzy zaczął malować się niewielki uśmieszek. Cemineya szybko go odwzajemniła, przytakując na wypowiedź towarzysza.

    Na dachu jednego z najwyższych budynków w Eminie spokojnie siedział młodzieniec o ciemnych, chaotycznie ułożonych włosach. Pogoda nie była najciekawsza, chociażby ze względu na trwające od kilku dni opady deszczu. Chłopcu to jednak nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - krople wody, które padały na jego twarz, sprawiały mu wyjątkową radość. Nastolatek odziany jest w jasnoniebieską podkoszulkę bez rękawów oraz ciemne, stosunkowo luźne spodnie. Jak na swój wiek jest także całkiem dobrze zbudowany. Rękawice bez palców na jego dłoniach mają taki sam kolor, jak pasek i buty - niebieskofioletowy. Do paska o srebrnej klarze przypięty jest metalowy łańcuch. Po upływie kilku minut, kiedy deszcz zaczął przechodzić ustępując miejsca słońcu, na dachu pojawił się drugi osobnik. Wysoki, również dobrze zbudowany chłopak o brązowych włosach i charakterystycznej, dość mocno potarganej grzywce. Ubrany jest w brązowy bezrękawnik z kapturem, pod którym znajduje się ciemna podkoszulka. Do tego dochodzą również krótkie spodnie jeansowe oraz jasnoszare sportowe buty do kostek.
- Ray, powiedz mi, co Ty widzisz w tym deszczu? – szatyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej nieznacznie się uśmiechając.
- Nie wiem. Po prostu go lubię… - odpowiedział po chwili namysłu, odwracając się do swojego przyjaciela. Na jego twarzy także można było dostrzec niewielki uśmiech. - Jesteś tutaj z powodu tej niesamowitej aury, co? – zapytał przechylając głowę do góry i spoglądając w niebo.
- A no. Zbieram jakąś minimalną ekipę, na wypadek gdyby nikt nie miał zamiaru się pojawić na polu walki, tak jak ostatnio. – oznajmił, podchodząc do kumpla.
- Nie narzekaj! Było fajnie i wygraliśmy. Poza tym, na mnie możesz liczyć! Swoją drogą, zwerbowałeś już kogoś? – stwierdził, a następnie zadał pytanie, nie oczekując cudownej odpowiedzi. Chłopcy nie wiedzieli czy dojdzie do jakiejkolwiek walki pomiędzy nimi, a użytkownikiem zbliżającej się mocy. Mimo to, w przeciwieństwie do ostatniej próby ratowania planety, które było całkowicie spontaniczne, tym razem zamierzali się przygotować na różne scenariusze.
- Tylko Maxa, Arisę, Akiego i Yui. Umówiliśmy się na pustyni, niedaleko Saoze. – rzekł spokojnie Roleyo. W tej samej chwili Ray przyłożył do czoła dwa palce - wskazujący i środkowy. Namierzenie jakiejkolwiek aury wymagało od niego naprawdę niewiarygodnego skupienia. Spowodowane to było chociażby jedną z prawdopodobnie wielu innych, wyjątkowych cech tej przestrzeni - istniały tutaj skupiska najróżniejszych rodzajów energii, które były mniej lub bardziej znane w innych światach. Jakoby Genao było skróconym przeglądem wydarzeń mających miejsce w całym multiwersum. Wytrenowanie umysłu do takiego stopnia by wyczuwać choćby kilka z nich wymagało od tutejszych wojowników nawet lat ćwiczeń. Na szczęście, niektórym opanowanie tej sztuki zajmowało trochę mniej czasu.
- Okej, mam ich! – oznajmił ciemnowłosy. Szatyn bez chwili namysłu podszedł do przyjaciela i chwycił go za ramię. Wnet, obydwaj zniknęli z dachu.

    Opady deszczu, które mają miejsce na całym kontynencie Palan nie szczędziły nawet takich miejsc, jak pustynia Saeruhp. To właśnie na jej przemokniętych piaskach zebrało się sześcioro wojowników, którzy mieli stanąć w obronie planety, jeżeli okaże się to konieczne - lecz los sprowadził tam nie tylko ich… Kilkanaście kilometrów dalej, na niewielkim, skalistym terenie wypoczywała para złodziejaszków. Pomimo skutecznego ukrycia swojej aury, wyglądali tak jakby na kogoś czekali.
- Myślisz, że wiadomość do nich dotarła? – zapytała czarnowłosa kobieta, rozglądając się dookoła.
- A dlaczego miałaby nie dotrzeć? Worldwide Data Gatherer to coś na wzór takiego międzywymiarowego telefonu komórkowego… Zresztą, komu ja to mówię. – stwierdził Yoh, zeskakując ze średniej wielkości skały, na której spokojnie siedział. Silvia spojrzała na swojego partnera trochę poważniej.
- W każdym razie, niepokoi mnie ta aura, która zbliża się do planety. – oznajmiła dając towarzyszowi do zrozumienia, że chciałaby pomóc w ochronie Terry. Atsuko nieco się skrzywił - przecież nie to było powodem ich pojawienia się w tej przestrzeni. Po owej wypowiedzi, kilka metrów dalej nastąpił niewielki podmuch powietrza, po którym czasoprzestrzeń dosłownie została rozerwana. Z utworzonego przejścia pomiędzy Korytarzem, a Genao, wyszła para podróżników. Byli nimi Viego Insyendar oraz jego partnerka, Kaylin. Wampirzyca momentalnie wstała przybierając wygodną dla siebie pozycję bojową. Czarnowłosy złodziejaszek natomiast skrzyżował ręce na klatce piersiowej i stojąc spokojnie w miejscu, uśmiechnął się.
- Kopę lat, Taimatsu… - rzekł bez dłuższego namysłu. Na twarzy ambasadora Beralzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Po krótkiej chwili, wokół czwórki Jigen Tankenka zrobiło się znacznie cieplej. Zupełnie tak, jakby ktoś podgrzał powietrze dookoła.
- Szkoda, że jak zwykle nie masz ochoty na spokojną rozmowę przy filiżance zielonej herbatki. Cieszę się jednak, że tym razem nie uciekasz. – oznajmiła „zapałeczka” wykonując krok do przodu z dłońmi w kieszeniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz