Rozdział #3: „Dead End”

    Niewielki teren pod międzywymiarowym złodziejem został znacząco podgrzany natomiast po chwili nastąpiła eksplozja w postaci słupa ognia o niewielkiej średnicy - Atsuko w odpowiednim momencie wykonał unik, przenosząc się bezpośrednio do swojego przeciwnika i próbując wymierzyć mu cios w środek twarzy. Ambasador Beralzy jedynie przykucnął unikając uderzenia bez większego problemu.
- Daijitsuhō. – w długowłosego wojownika nagle uderzył ogromny strumień ognia, który zmusił go do chwilowego odwrotu. Kiedy zamierzał się on jednak przenieść na nieco bezpieczniejszą odległość, po jego prawej stronie pojawił się Insyendar.
- Endengeri. – wykonując obrót w powietrzu, elementalista wymierzył mężczyźnie potężne kopnięcie pod żebra, które wysłało go kilkanaście metrów dalej. Zajście obserwowały partnerki międzywymiarowych podróżników - po krótkiej chwili, one także postanowiły włączyć się do walki. Kaylin otworzyła obok wampirzycy miniaturowe przejście, przez które wystrzeliła cienką ognistą lancę.
- Lanza del Fuego! – wokół czarnowłosej kobiety nagle nastąpił niezwykle jasny błysk - technika Cemineyi pomknęła w piaski pustyni nie trafiając w swój pierwotny cel. Silvia pojawiła się tuż obok przeciwniczki, z niewielką kulą jasnej energii w dłoni.
- Lumen Bomb. – przyłożywszy energetyczny twór do ciała swojej nieco zdezorientowanej oponentki, zniknęła. Nastąpiła pokaźnych rozmiarów eksplozja, po której, miejsce miał ogromny rozbłysk światła. Viego spojrzał na zagranie wampirzycy nieznacznie się uśmiechając.
- Hej, Viego! Nie zapominaj, z kim walczysz… – krzyknął Atsuko podlatując z ogromną szybkością do Insyendara i przechodząc do bezpośredniej konfrontacji.
- To już zaczęliśmy? Wybacz, nie zauważyłem. – stwierdził nieco znudzony, unikając każdego ciosu wymierzonego przez Yoha. W pewnym momencie na twarzy podróżnika w ciemnoczerwonej kamizelce pojawił się uśmiech.
- Nightmare Drive… – wyszeptał. Pod walczącymi powstało wgniecenie o średnich rozmiarach natomiast samego Yoha otoczyła ciemna aura, która wyraźnie wpłynęła na poprawę jego aspektów fizycznych oraz zwiększenie poziomu mocy.
- Co-…? – Taimatsu otrzymał potężne uderzenie w lewą stronę twarzy, które posłało go trochę dalej. Bez większych problemów zatrzymał się jednak w powietrzu i wylądował na piaskach pustyni spoglądając na swojego oponenta.
- Nie ukrywam, że tą sztuczką udało Ci się mnie zaskoczyć. – oznajmił klaskając w dłonie z nieznacznym uśmiechem. Po chwili jednak spoważniał widząc wzrok swojego przeciwnika. - No, ale nie przesadzajmy. To naprawdę nie wystarczy… – dodał, chowając ręce ponownie do kieszeni. Ta sytuacja zaczęła denerwować międzywymiarowego rzezimieszka.
- Jaja sobie ze mnie robisz?! – krzyknął, zaciskając pięści.
- Niech Twoja mała główka spróbuje odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie. Czy kiedykolwiek spotkaliśmy się w bezpośredniej walce? – zapytał, kopiąc przypadkowy kamyczek w kierunku długowłosego mężczyzny. Na jego twarzy można było zaś dostrzec lekką dezorientację spowodowaną prawdopodobnie przez słowa „zapałki”.
- Zawsze przed nami uciekaliście. Nie sądzisz, że ciężko w ten sposób określić, jaką mocą dysponuje ewentualny oponent? Gdybyście jeszcze starali się nas jakoś obserwować… Ale po co zawracać sobie głowę obserwacją, kiedy można stanąć do bezsensownej walki mając żałosną nadzieję na zwycięstwo, prawda? – kontynuował, nie spuszczając wzroku z oponenta. Charakterystyczną cechą Insyendara była jego niechęć do siłowego rozwiązywania wszelkiego rodzaju problemów - o nie, on wolał wpływać na psychikę swoich przeciwników, kiedy Ci byli przekonani, że jest znacznie potężniejszy od nich. A to zaledwie jeden z wielu asów w rękawie tego podróżnika…
- Pozwól, że zapytam. Co Ty sobie wyobrażałeś, zapraszając tutaj mnie i Kaylin? Myślałeś, że gdy staniecie się odrobinę silniejsi to wasze szanse w starciu ze mną wzro-… – wypowiedź rozgadanego elementalisty nagle została przerwana.
- Możesz się już zamknąć? – Atsuko po chwili przybrał dość zaawansowaną pozycję bojową. Odbijając się od piasków pustyni ruszył w kierunku Viega z zamiarem wymierzenia ciosu w lewą stronę twarzy. Ten wykonał jednak skuteczny unik - kiedy chciał zaś przejść do kontrataku, został powstrzymany przez czarną kończynę, która pojawiła się na ramieniu złodziejaszka i bez problemu zablokowała uderzenie. Wykonawszy półobrót, Yoh wymierzył szybkie, a zarazem bardzo silne kopnięcie w brzuch Jigen Tankenka, które posłało go kilkanaście metrów wyżej. Mimo to, nie miał najmniejszych problemów z zatrzymaniem się i odzyskaniem równowagi. Zamiast jednak obserwować długowłosego przeciwnika, spojrzał w górę. Na twarzy ambasadora pojawił się nerwowy uśmieszek.
- Hej, hej… przyjacielu… Cholera. Nienawidzę swojego pecha… – nad głową podróżnika widoczny był zarys ogromnego statku kosmicznego. Dodatkowo, w kierunku walczących ze sobą indywiduów z innych rzeczywistości, zbliżało się również sześć nieznanych im źródeł energii. Czarnowłosa wampirzyca wykorzystała moment, kiedy Cemineya - podobnie jak jej partner - także zwróciła uwagę na niebo. Przemieściwszy się z ogromną szybkością do fioletowowłosej przedstawicielki płci pięknej, wymierzyła jej potężne kopnięcie w brzuch, a następnie przeszła do bezpośredniej konfrontacji z nieco zdezorientowaną kobietą. Kaylin w najmniej oczekiwanym momencie otworzyła portal przed swoją twarzą, który pozwolił jej uniknąć ciosu i kontratakować silną przeciwniczkę. Utworzywszy znacznie większe przejście obok siebie, wleciała do środka - czasoprzestrzeń została rozerwana z prawej strony wampirzycy… czego ta się zwyczajnie spodziewała. Chwyciwszy rękę ambasadorki Beralzy, której uniknęła, ściągnęła ją do siebie i wykonała uderzenie „z główki” w jej czoło. Partnerka Insyendara nieznacznie się odsunęła. Mimo wszystko, statek oraz nieznani wojownicy coraz bardziej się zbliżali.
- Nie mam wyjścia… – wyszeptała do siebie Sawako. Mając na to odpowiednią okazję, rozłożyła ręce na boki - po chwili, w miejscu, w którym kobiety ze sobą walczyły nastąpił rozbłysk niezwykle jasnego, oślepiającego światła - zasięg działania tajemniczej techniki był niewiarygodny…

    Po kilkunastu minutach, towarzyszka międzywymiarowego złodzieja powoli otworzyła swoje piękne, wielkie oczęta. Znajdowała się na rękach uciekającego Yoha, który z wyraźnym zdenerwowaniem, co chwila spoglądał do tyłu. Jego partnerka w końcu postanowiła przemówić i przerwać tą jakże niezręczną ciszę.
- Yoh? Czem-… – nie zdążyła dokończyć wypowiedzi, gdyż długowłosy mężczyzna od razu jej przerwał.
- Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jakie ryzyko niesie ze sobą użycie Saint Judgement! A mimo to, spróbowałaś… Do ciężkiej cholery, nie rób tego nigdy więcej! – krzyknął, nagle się zatrzymując i odwracając. Dopiero teraz można było dostrzec chaos spowodowany użyciem potężnego ataku. Ciemna, zwęglona ziemia czy żarzące się gałęzie krzewów, bądź drzew były jedynie przedsionkiem zniszczenia, jakie niosła za sobą potężna technika Silvii. W oddali leżał rozbity pojazd kosmiczny, który wcześniej przesłonił cały teren walki. Kilkanaście metrów dalej trwał zacięty bój z jednostkami wroga, które przetrwały zderzenie z ziemią - niestety, nie okazało się to problemem dla znaczącej większości załogi. Nawet potężny przedstawiciel „rasy” changelingów - Shiroge - toczył zaciętą walkę z obrońcami Terry. Wydawało się, że to właśnie przeciwnik ma większą szansę na wygraną. Młodzi wojownicy, którzy byli odpowiedzialni za ochronę planety przed ewentualnym niebezpieczeństwem wydawali się nie mieć możliwości do tego by przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę.
- Przepraszam… Wydawało mi się, że nie miałam innego wyjścia… – oznajmiła cicho zielonooka, spuszczając głowę. Czuła, że jest winna zaistniałej sytuacji i postąpiła zbyt lekkomyślnie, choć sama nie wiedziała, dlaczego.
- Może nie jestem najmądrzejszy, ale zapamiętaj jedną rzecz… Nie ma prostych ścieżek. Idąc przed siebie, prędzej czy później trafimy na jakieś rozwidlenie i będziemy musieli dokonać wyboru, który będzie niósł ze sobą nieprzewidziane konsekwencje podczas dalszej podróży. – rzekł z lekkim uśmiechem poprawiając humor swojej czarnowłosej partnerce.
- To… takie zbyt mądre, jak na Ciebie… – odpowiedziała mu wyraźnie zadowolona. Atsuko zwykle działał instynktownie. Nie był typem osoby, która często przejawiała jakiekolwiek odznaki myślenia. Takie sytuacje wydawały się więc dla niej w pewien sposób zabawne i unikalne.
- No… W każdym bądź razie, cieszę się, że odzyskałaś przytomność. – dodał, stawiając wampirzycę na ziemię. Ta spojrzała mu prosto w oczy doskonale zdając sobie sprawę z tego, co ma zamiar zrobić. Właściwie, nie chciał pomagać „tutejszym”. Z drugiej strony jednak, to uniwersum było jego domem. Skoro już wpadł z wizytą, wypadałoby trochę pomóc. Po krótkiej chwili, Sawako powróciła wzrokiem na pole walki, od którego aktualnie obydwoje byli stosunkowo daleko.
- Holy Drive… – wyszeptała. Wokół partnerki złodzieja powstało niewielkie wgniecenie wywołane uwolnieniem pokaźnych zasobów energii. Yoh nie zamierzał zwlekać – także aktywował „Nightmare Drive”. Po upływie zaledwie kilku sekund obydwoje zniknęli.

- Yui, uważaj! – krzyknął ciemnowłosy młodzieniec w niebieskiej podkoszulce bez rękawów, gdy tylko dostrzegł postać Shiroge za swoją przyjaciółką. Dziewczyna nie zdążyłaby zablokować uderzenia, zaś jej przyjaciel miał zbyt mało czasu na jakąkolwiek reakcję. W momencie, w którym changeling zamierzał wyprowadzić cios w głowę nastolatki będąc tuż za nią, jego ręka została zwyczajnie odepchnięta natomiast dziewczę zniknęło.
- Co jest?… – wyszeptała białoskóra istota z wyraźnym zdezorientowaniem malującym się na twarzy. Przybysz nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie miało miejsce. Kilkanaście metrów dalej, obok równie zaskoczonego Rayema pojawił się Yoh z blondynką na rękach, stawiając ją od razu na ziemi. Nie odzywając się choćby słowem ponownie zniknął. Kiedy tylko potwór o śnieżnobiałej skórze doszedł do tego, o co chodzi, uśmiechnął się.
- Nie odwracaj wzroku od potencjalnych przeciwników, kosmiczna jaszczurko. – oznajmiła zielonooka wampirzyca zza pleców kreatury. Po upływie kilku sekund do kobiety dołączył również jej partner. Mutant lekko się skrzywił krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zarówno wokół Yoha, jak i Silvii, doskonale widoczne były ich aury - jedyną różnicą była kolorystyka. Energia złodziejaszka miała czarny kolor, zaś w przypadku jego kompanki, biały.
- Dwoje na jednego? – zapytał przeciwnik nieznacznie się uśmiechając.
- Déjà vu? – poszukiwani Jigen Tankenka odezwali się jednocześnie przypominając sobie walkę z Oddynem Kagayaku, który zadał im dokładnie takie samo pytanie.
- To zdecydowanie za mało. – rzekł z wyraźnym entuzjazmem w głosie. Wykonując krok do przodu, zniknął. Z ogromną szybkością przemieścił się do czarnoowłosego mężczyzny próbując wymierzyć mu cios w twarz - bez skutku. Wykonując bardzo płynny ruch, Atsuko po prostu się schylił unikając ataku, a zarazem dając Silvii szansę na ofensywną akcję w stosunku do blisko przebywającego oponenta. Nie zwlekając nawet chwili, wykonała kopnięcie w głowę kosmicznego przybysza, pod którego wpływem, ten zwyczajnie odleciał kilka metrów dalej. Mimo wszystko, trzeba było mu przyznać, że był wytrzymały. Nie przejawiał większych problemów z wyhamowaniem i przyjęciem odpowiedniej pozycji. Na jego twarzy nieustannie malował się ten sam, wredny uśmiech.
- Mam nieodparte wrażenie, że już kiedyś Was widziałem… – oznajmił wyjątkowo spokojnym tonem stając w lekkim rozkroku. - Nieważne… Wiedziałem, że rasa zamieszkująca w większości tą małą planetę będzie… jakby to ująć… niewychowana. Ale atakowanie z zaskoczenia było naprawdę wredne i nietaktowne. – dodał. Nagle wokół Shiroge powstała jasnofioletowa aura o niewielkich rozmiarach. Jego poziom mocy znacząco się zwiększył.
- Wyobraź sobie, co mógłbym odpowiedzieć kosmicznej jaszczurce, która planowała zaatakować kobietę od tyłu z szyderczym uśmiechem na twarzy. To brzmi tak, jakbyś był bardziej zboczony ode mnie. – długowłosy wystrzelił bez większego namysłu, zdejmując ciemnoczerwoną kamizelkę i przez chwilę trzymając ją w prawej dłoni.
- Mogłeś sobie zaoszczędzić wypowiadania ostatniego zdania. – stwierdziła Sawako tuż obok niego. Kobieta cicho westchnęła.
- Cóż, to nie ja się rozbieram na polu walki. – odpowiedział mu kosmiczny mutant. Na twarzy złodzieja także zagościł nieznaczny uśmiech - właśnie w tej chwili upuścił kamizelkę, która po uderzeniu o ziemię zrobiła w niej niewielkie wgniecenie. Musiała więc ważyć kilka dobrych ton.
- Cóż, to nie ja paraduję nago po polu walki! – rzekł ponownie bez większego namysłu, lecz tym razem znacznie głośniej. W jego przypadku podobne teksty były na porządku dziennym. Białoskóra „jaszczurka” po prostu odbiła się od ziemi ruszając w kierunku swoich przeciwników z ogromną szybkością.
Insyendar, który eliminował wrogów kilkadziesiąt metrów dalej, zerknął w kierunku pary, dla której tak naprawdę przybył do tego świata. Nagle poczuł jednak lekki ból w klatce piersiowej spowodowany… przebiciem jej na wylot przez technikę jednego z podwładnych „imperatora”.
- Mwahaha! Mam cię, śmieciu! – krzyknął jakże zadowolony z siebie. Uśmiech triumfu zniknął z jego twarzy, gdy Insyendar chwycił go za rękę by następnie ją oderwać, a co za tym idzie dezaktywować także owy energetyczny atak. Słaby przeciwnik zaczął wrzeszczeć z bólu natomiast Viego zwyczajnie wyrzucił kończynę gdzieś na bok.
- Pierwsza zasada walki z drużyną Taimatsu. Omijaj drużynę Taimatsu szerokim łukiem. – z rany na ciele wojownika nagle zaczął wydobywać się ogień, który po chwili zniknął, zasklepiając ją. Ból oponenta osiągnął apogeum, gdy jego ciało zaczęło płonąć. Po kilkunastu sekundach niesamowitego cierpienia upadł na ziemię martwy. Ambasador Beralzy spojrzał z lekkim pożałowaniem na jego zwęglone ciało...
- Druga zasada walki z drużyną Taimatsu. Jeżeli już ominiesz punkt pierwszy, zaopatrz się w healera w drużynie. – oznajmił krzyżując ręce na klatce piersiowej i rozglądając się dookoła po jednostkach wroga, które go otoczyły. W tej chwili z ich oczu można było wyczytać tylko jedno - strach przed potężnym elementalistą.
- Wasz kolega chyba nie potrafi się regenerować tak jak ja, więc… Dead End! – krzyknął z nieznacznym uśmiechem, rozkładając ręce na bok.
Dostrzegając zagranie swojego partnera, Kaylin jedynie cicho westchnęła znajdując się kilkanaście metrów dalej od niego. Kobiecie przypadła walka z nieco silniejszym członkiem załogi statku Shiroge.
- Szpaner… Ale ja przynajmniej się nie nudzę tak bardzo, by zbijać pionki. Daijitsuhō! – otwierając po swojej prawej stronie niewielkie międzywymiarowe przejście, podróżniczka wysłała do środka strumień ognia o dość pokaźnych rozmiarach. Pod stopami jej przeciwnika także powstał portal - to właśnie przez niego wyleciał płomień dając wrażenie powstania niewielkiego ognistego słupa wokół oponenta. Pomimo faktu, że strój istoty, z którą walczyła partnerka Insyendara wyraźnie płonął to, kiedy tylko owa masywna kreatura wyskoczyła z ognistej pułapki lecąc w kierunku Kaylin, na jej ciele nie było widać większych ran czy poparzeń. Humanoidalna istota przypominająca połączenie człowieka z tyranozaurem wykonała zamach.
- Chciałaby dusza do raju, lecz problem w tym, że Piekło ma jeszcze po drodze! Kazanbaku! – ziemia przed fioletowowłosą podróżniczką zaczęła się bardzo szybko nagrzewać. Gdy przeciwnik znalazł się zaledwie metr przed nią, podłoże pod nim zwyczajnie eksplodowało zakrywając ogniem teren w okolicy kilkunastu metrów od epicentrum wybuchu. Cemineya bez większych problemów przeniosła się w inne, bezpieczniejsze miejsce za pomocą portalu, który otworzyła na chwilę przed eksplozją. Nie traktowała swojego pojedynku jak wyzwania - to była dla niej zabawa. Jedynym pocieszającym ją faktem okazywało się to, że nie smażyła mięsa armatniego tak jak Viego. Jemu najwyraźniej sprawiało to wyjątkową frajdę. Bardziej starał się oddziaływać na ich psychikę, niż wdawać w bezpośrednie konfrontacje, co wbrew pozorom dawało naprawdę ciekawe efekty. W pewnym momencie chmura dymu została po prostu zdmuchnięta przez niewidzialną falę energii powstałą na skutek uwolnienia znacznie większych zasobów mocy u oponenta pięknej członkini zespołu Taimatsu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz