Rozdział #9: „Problematyczny przeciwnik”

    Safari przemierzał niebo z ogromną szybkością. Najwyraźniej nie poszukiwał podróżników pochodzących z innego wymiaru, którzy nie dawno trafili do tego świata. Wyglądał tak, jakby szukał czegoś znacznie ważniejszego. Po upływie kilku minut, chłopak dostrzegł eksplozję o pokaźnych rozmiarach, która nastąpiła w górach - była doskonale widoczna z miejsca, w którym aktualnie się unosił.
- Nawet znając przyszłość, nie zdołałem powstrzymać Motooriego? – wyszeptał do siebie, zaciskając pięści. - Nie, moment… Wtedy wszystko działo się nocą, dlatego postanowiłem wrócić znacznie wcześniej, nie ingerując w wydarzenia, jakie widziałem… – dodał po krótkiej chwili, przypominając sobie swoje wcześniejsze „zabawy z czasem”. Podczas ostatniej podróży musiał pozostać jedynie obserwatorem. Nawet w obliczu śmierci przyjaciół, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest to linia czasowa, z której pochodzi. Co za tym idzie, nie mógł nic zrobić, choć bardzo by tego chciał. Ni stąd, ni zowąd, obok Safariego pojawił się białowłosy młodzieniec, którego ten niestety doskonale zapamiętał po swojej ostatniej wizycie w „innym czasie”. Nastolatek we fioletowej podkoszulce bez rękawów wymierzył potężne kopnięcie nieco zdezorientowanemu Saiyaninowi. W tym momencie mógł on podziękować tylko i wyłącznie swojemu świetnemu refleksowi, dzięki któremu zasłonił się w odpowiedniej chwili.  Mimo wszystko, nie zmieniało to faktu, że pod wpływem owego ataku, jego ciało i tak bezwładnie pomknęło ku ziemi. Zdoławszy lekko wyhamować, tak czy siak uderzył w glebę z całkiem dużą siłą, wzburzając kłęby kurzu - szybko jednak wyleciał z niewielkiej górki dymu, mierząc wzrokiem przeciwnika wiszącego kilkanaście metrów nad nim.
- Ale… Jak?! – krzyknął, zaciskając pięści i od razu przechodząc na formę Super Saiyanina.
- Wybacz, ale nie bardzo rozumiem, co masz na myśli… – rzekł android. Przez chwilę był wyraźnie zaskoczony transformacją oponenta. Szybko jednak odnalazł dane na jej temat w swojej bazie danych.
- Motoori powinien aktywować was wieczorem, około godziny dwudzie-… – wypaplał, a następnie zasłonił usta zdając sobie sprawę z tego, że ma zdecydowanie za długi język.
- Zaraz… – oznajmił cicho białowłosy, uśmiechając się po upływie kilku sekund. - Rozumiem… Hahaha! No, oczywiście! – wrzasnął, wybuchając śmiechem. Małpiasty nie bardzo wiedział, co mógłby teraz zrobić. Zaatakować, gdy wróg zaczął myśleć o czymś innym, nie skupiając się na nim? A może uciec i powiadomić resztę obrońców planety o poważnym zagrożeniu? Być może większa część już wyczuła jego poziom mocy po przemianie. Miał cichą nadzieję na to, że ktokolwiek mu niedługo pomoże. Nie znał prawdziwej mocy przeciwnika, a więc nie mógł sobie także pozwolić na zbyt duże ryzyko… Przestając się śmiać, Sonimul - gdyż tak się nazywał - wyrwał go z tego jakże krótkiego letargu.
- Więc, w jakiś sposób dostałeś się do wehikułu czasu by poznać niedaleką przyszłość… Nie znam powodu twojego działania, ale wyraźnie słyszałem, że użyłeś słowa WAS. – stwierdził, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Miałeś zapewne na myśli tą kobietę, która nie obudziła się przy aktywacji. Teraz pewne jest to, że przyszłość musiała wyglądać trochę inaczej. Pytanie, jaki czynnik wpłynął na jej zmianę. – kontynuował, wyraźnie podkreślając ostatnie zdanie. Mówił na tyle głośno, by złotowłosy bez problemu go usłyszał. Rzecz jasna, doznał on niewielkiego szoku. Nawet pomimo braku jakichkolwiek reakcji z jego strony, linia czasowa i tak uległa zmianie… Dodatkowym problemem był fakt, że sztucznie stworzony człowiek posiadał wiedzę nawet na takie tematy jak forma Super Saiyan, bądź maszyna do podróżowania w czasie. Kim w końcu mógł być ten cholerny Motoori?... Po krótkiej chwili, przedstawiciel dumnej rasy kosmicznych wojowników złapał głęboki oddech i trochę się uspokoił. Przestały go interesować „czynniki” mające wpływ na taką, nie inną teraźniejszość - bez najmniejszego zawahania ruszył z ogromną szybkością na zadowolonego oponenta, który bez jakichkolwiek problemów uniknął pierwszego uderzenia. Obydwaj wojownicy rozpoczęli niezwykle szybką wymianę ciosów i kopnięć.

    Międzywymiarowi podróżnicy od razu zorientowali się, że niedaleko ma miejsce jakieś starcie. Skok poziomu mocy młodzieńca, którego wcześniej widzieli w powietrzu, był naprawdę niesamowity. Gdy czarnowłosy złodziejaszek wstał, Silvia zmierzyła go wzrokiem. Głupie pomysły opuściły głowę mężczyzny w mgnieniu oka. Wampirzyca chciała odpocząć, a nie ponownie przyczyniać się do ratowania, bądź niszczenia jakiegoś świata…
- Dlaczego nie chcesz dać się rozerwać swojemu wspaniałemu partnerowi? – zapytał rzezimieszek z głupkowatym uśmiechem. Drapiąc się po policzku, czekał na odpowiedź.
- Będziesz miał szczęście, jeżeli to zaraz ja Ciebie nie rozerwę... Siadaj na dupie i wypoczywaj przed kolejną podróżą. – stwierdziła nieco wulgarnym tonem, ze stosunkowo groźnym wyrazem twarzy. Cóż, zbyt dobrze znała Yoha - wiedziała, w jaki sposób do niego dotrzeć. Odwróciwszy się, uniosła głowę do góry by wpatrywać się w lekko zachmurzone niebo. Pomimo słów, które wypowiedziała, miała mieszane uczucia…

    W dłoni złotowłosego nastolatka powstała niewielka, błękitna kula energii. Nie wahając się nawet przez moment, wbił ją bezpośrednio w twarz swojego oponenta. Nastąpiła średniej wielkości eksplozja, jednak - pomijając drobne zadrapania - białowłosy wyszedł z niej praktycznie bez szwanku. Choć na takiego nie wyglądał, był niezwykle wytrzymały. Wylatując z opadającej góry dymu, Safari wylądował na ziemi, lekko dysząc. Nie był przyzwyczajony do zbyt długiej walki w stadium Super Saiyanina. Z drugiej strony, nie byłby dla cyborga żadnym zagrożeniem walcząc w bazowej postaci.
Jest mocny… Zbyt mocny. Jeżeli ktoś nie przyleci mi zaraz pomóc, to zwyczajnie tutaj umrę. Haha, znowu… – pomyślał, nieznacznie się uśmiechając. Nie chciał stracić z oczu tak mocnego przeciwnika, bowiem konsekwencje mogłyby okazać się dla niego bardzo nieprzyjemne. Nie mógł sobie również pozwolić na zbyt wiele, zaś kwestią czasu był moment, gdy Sonimul wykona swój ruch i zaatakuje. Obawy chłopaka szybko stały się realne, gdy zmechanizowany człowiek zaczął lecieć w jego kierunku. Safari odruchowo wykonał blok - niestety, tym razem okazało się to całkowicie zbędne. Android zniknął tuż przed nim, pojawiając się za sekundę po prawej stronie młodzieńca z zamiarem zaserwowania mu potężnego kopnięcia w okolicę żeber. Jakież zdziwienie zagościło na twarzy białowłosego, gdy to właśnie on poczuł ból w tym miejscu. Pod wpływem owego ataku, odleciał kilkanaście metrów dalej, jednak nie miał większych problemów z opanowaniem lotu i wyhamowaniem.
- Nie wierzę, że ktoś taki jak Ty nie radzi sobie z takim dupkiem! – oznajmiła głośno złotowłosa dziewczyna w czerwonej podkoszulce oraz luźnych, ciemnych spodniach. Uśmiechnąwszy się szyderczo, zmierzyła oponenta wzrokiem.
- Nie oceniaj książki po okładce, Kisa… Może na takiego nie wygląda, ale to naprawdę mocny sukinsyn. – odpowiedział młody mężczyzna. Wykonawszy kilka kroków do przodu, stanął obok znajomej. Po uspokojeniu oddechu, zerknął na nią kątem oka. Być może pojawienie się dziewczyny wyrówna trochę szanse obrońców planety w tym starciu. Cyborg spojrzał na parę złotowłosych wojowników, rozglądając się przy okazji dookoła.
- Cóż, skupiłem się tylko na jednym z Was… Zapomniałem o tym, że wsparcie mogło nadejść w każdej chwili. – stwierdził, cicho wzdychając. - Więcej nie popełnię tego błędu. Obiecuję. – dodał, znikając - ponownie. Tym razem pojawił się jednak pomiędzy obydwojgiem walczących, chwytając ich za włosy, zderzając głowami, a następnie puszczając. Gdy zaczęli bezwładnie opadać nie mając okazji do jakiejkolwiek reakcji, białowłosy wykorzystał kolejną szansę na atak - wystrzelił w dół fale energetyczne o dość pokaźnych rozmiarach - energia techniki objęła całe ciała  jego młodych przeciwników. Takie „combo” z pewnością byłoby śmiertelne dla adeptów sztuk walk, którzy nie potrafili posługiwać się swoją mocą w tak dużym stopniu jak Saiyanie i ich potomkowie. Na szczęście, w tym przypadku było inaczej - nie wykluczając lekkich poparzeń, masy zadrapań i siniaków, a także zniszczonych ubrań, para potrafiła ustać na nogach nawet po bezpośrednim trafieniu. Kiedy więc kłęby kurzu zaczęły opadać, oczom cyborga ukazali się zdenerwowani, młodzi wojownicy…
- Wytrzymałe dzieciaki, haha! – krzyknął entuzjastycznie, szczerząc zęby. Bez chwili zawahania ruszył w kierunku nastolatków.

    Niebieskowłosa kobieta spokojnym krokiem zmierzała do domu, przez cały czas rozmyślając jednak nad rozwiązaniem równania, które byłoby wręcz niezbędnym elementem do zakończenia prac nad „Equilibrum”. Grupa naukowców posiadała już niemalże gotowe schematy czy zbiory danych, lecz bez wyniku równania, jakim zajmowała się pani Faucets, zakończenie projektu było praktycznie niemożliwe. Zadanie to powierzono między innymi matce Neyi, gdyż na całym świecie uchodziła za jedną z największych uczonych w historii. Wgląd w postęp jej prac mieli natomiast wszyscy wtajemniczeni w projekt. W pewnym momencie, Jacket została zatrzymana wołaniem jakiegoś badacza. Przechyliwszy nieznacznie głowię, spojrzała na mężczyznę o ciemnych włosach, z widocznymi oznakami siwizny po bokach.
- Co się stało, Tony? – zapytała z lekkim uśmiechem.
- Proszę to obejrzeć! Wpadliśmy z żoną na ten pomysł chwilę po tym, jak opuściła pani budynek… – oznajmił, wręczając przedstawicielce płci pięknej papiery z różnymi wzorami i równaniami. - Co prawda, nie jest to ostateczny wynik, ale doszliśmy do wniosku, że trochę przybliży to panią do rozwiązania problemu z projektem… – gdy mężczyzna próbował złapać oddech, niebieskowłosa z niedowierzaniem przeglądała wręczoną dokumentację.
- Nie wierzę… Dzięki temu będę w stanie dokończyć to cholerne równanie nawet za chwilę… – stwierdziła. - Szybko, wracamy! – krzyknęła, biegnąć do głównego laboratorium, które jeszcze kilkanaście minut temu opuściła całkowicie zmęczona. Tony głośno westchnął i ostatkami sił pobiegł za przełożoną.

Pomimo doświadczenia, jakie posiadała Kisa, tak czy siak miała wyraźne problemy z unikaniem szybkich uderzeń wymierzanych przez uśmiechniętego androida. Obecną sytuację pogarszał również fakt, że podczas tego jakże krótkiego starcia, wraz z Safarim odnieśli stosunkowo poważne obrażenia. Młody mężczyzna nagle pojawił się za Sonimulem, zakładając mu typowego Nelsona. Złotowłosa nastolatka wykorzystała szansę daną przez partnera - z niewiarygodną szybkością zaczęła uderzać w brzuch cyborga. Po kilku sekundach wyzwolił on jednak całkiem pokaźne zasoby energii, powodując powstanie wokół siebie fali uderzeniowej, która po prostu odepchnęła parę wojowników. Po uspokojeniu oddechu i złapaniu powietrza, białowłosy z nieco większą powagą na twarzy zmierzył Saiyan wzrokiem, spoglądając również w dół
- Brawo… Nie spodziewałem się aż takiej współpracy… – oznajmił. - Ale bez obaw… Ja czuję się całkiem dobrze, a wy wyglądacie tak, jakbyście zaraz mieli zejść z tego świata. – dodał z szyderczym uśmiechem. W pewnym momencie przeniósł się około dwóch metrów w prawo. W miejscu, z którego zniknął, nagle przeleciał energetyczny promień o całkiem dużej średnicy. Gdy nie trafił celu, pomknął gdzieś w niebo i powoli zniknął. Przed rannymi obrońcami planety pojawiła się młoda kobieta o złotych, uniesionych do góry włosach - kolejna dziewoja posiadająca możliwość wejścia na stadium Super Saiyanina.
- W porządku? – zapytała, nie odwracając się nawet do swoich znajomych. Sajren musiała skupić całą swoją uwagę na przeciwniku, który wykrył jej atak na chwilę przed bezpośrednim trafieniem.
- Bywało lepiej… – odpowiedział młody wojownik, uśmiechając się głupkowato i schodząc z formy Super Saiyan. Obok ciężko oddychającej nastolatki w czerwonej podkoszulce pojawili się po chwili także Roy i Neya - młodzieniec o długich, czarnych włosach momentalnie przybrał postać złotowłosego, kosmicznego woja, dostrzegając stan swoich przyjaciół.
- Powinniście odpocząć. Myślę, że Roy i Saj sobie z nim teraz poradzą… – niebieskowłosa dziewczyna odezwała się do dwójki rannych obrońców.
- Nie. Tego dupka stać na znacznie więcej… Jestem pewna, że doprowadził nas do takiego stanu, nie walcząc nawet na pełnych obrotach… – stwierdziła Kisa z wyraźnym niepokojem w głosie.
- Nie wygląda na silnego, ale wnioskując po waszym wyglądzie, moglibyśmy poważnie przejechać się na takim myśleniu. – rzekł chłopak Neyi, wysuwając się przed szereg i ściągając białą podkoszulkę, którą miał na sobie. Kiedy zrzucił górną część ubioru gdzieś na dół, przybrał luźną pozycję bojową. Sonimula nie trzeba było przekonywać do kontynuowania walki - nie dając wojownikom szansy na kontynuowanie rozmowy, ruszył w ich kierunku, wykonując obrót w powietrzu. Gdy tylko zbliżył się do młodziana unoszącego się najbliżej, zniknął zaledwie metr przed nim. Pojawienie się po lewej stronie i wymierzenie potężnego kopnięcia w głowę chłopaka dało reszcie grupy poważnie do myślenia. Był nie tylko wytrzymały, ale również niezwykle szybki. Sanchez - mimo, że lekko zdezorientowany - bez większych problemów wyhamował w locie. Android był jednak tuż przed nim. Wykonawszy cios młotkowy w prawą stronę głowy wojownika, ponownie go zamroczył. Kiedy miał wymierzyć uderzenie w środek twarzy Roya, przeszkodziła mu Sajren. Kobieta podleciała do cyborga, wykonując kopnięcie w okolicę miednicy. Białowłosy bez problemu go uniknął, lecz to dało Saiyance możliwość przejścia do walki w zwarciu. Przez stosunkowo dużą ilość obrońców planety zebranych w jednym miejscu, zmechanizowany człowiek znalazł się w lekkim potrzasku. Mimo to, nawet będąc w takiej sytuacji, nie przejawiał większych oznak niepokoju - wręcz przeciwnie. Z każdą minutą był coraz bardziej podekscytowany.

    Nastolatka o różowych włosach zmierzała z ogromną szybkością w kierunku pola bitwy, gdzie zlokalizowała aury większości swoich przyjaciół. W przypadku transformacji w Super Saiyanina, skok mocy był doskonale wyczuwalny - Tsu zdawała sobie sprawę z tego, że cztery osoby zebrane w przypadkowym miejscu nie przemieniają się tylko po to, by sobie potrenować. Do takich czynności każdy posiadał własne warunki. Musiało stać się więc coś, co sprawiło, że taki krok był konieczny. Nie minęło kilka minut, gdy przedstawicielka płci pięknej zauważyła dwie koleżanki - leciały w tym samym kierunku.
- Luna? Rokka? Widzę, że nie tylko ja jestem żywo zainteresowana. – odezwała się do dziewcząt z lekkim uśmiechem, kiedy do nich podleciała.
- Nie sposób przejść obojętnie obok takich skoków energii. – oznajmiła Rokka spoglądając na nieco zamyśloną rówieśniczkę, lecącą obok niej.
- A jeszcze jakiś czas temu zastanawiałam się, ile potrwa ten cholerny spokój… – rzekła nieco zdenerwowana Luna, głośno wzdychając. Po chwili rozmowy, wszystkie trzy nastolatki jeszcze bardziej przyśpieszyły, lecąc do reszty wojowników…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz